Od kilku tygodni, a przez ostatnie dni w szczególności, internet jest zdominowany przez informacje o akcji, polegającej na wysyłaniu kartek urodzinowych dla prawie sześcioletniej, chorej na raka Oliwki z Zielonej Góry.
Z pewnością każdy z Was miał okazję gdzieś zauważyć wzmiankę o marzeniu Oliwki o otrzymaniu jak największej ilości kartek urodzinowych – na Facebooku, na portalach lokalnych, a nawet na tablicach ogłoszeń na klatkach schodowych. (Jeśli pierwszy raz czytacie o akcji, a chcecie wysłać kartkę dla Oliwii, to więcej szczegółów znajdziecie tutaj – klik).
Akcja się rozrosła do takich rozmiarów, że niemal każdy, kogo znam, udostępnia informacje o niej dalej.
Już kilka, o ile nie kilkanaście tysięcy kartek jest w drodze. Po raz kolejny możemy przekonać się, jak niewiele trzeba, by wyczarować uśmiech na twarzy dziecka.
Jednak nawet w całej tej przepełnionej miodem i dobrocią serc akcji jest łyżka dziegciu, która pojawia się zazwyczaj tuż po zakończeniu tego typu kampanii – urodzinki mijają, a my mając dobry uczynek na koncie i ciut spokojniejsze sumienie, że jednak coś zrobiliśmy, w niedługim czasie zapominamy.
I nie, nie zrozumcie mnie źle – to bardzo fajne, że tyyyyle ludzi się zorganizowało,
że zaangażowały się całe klasy a nawet szkoły, że w wielu parafiach podobno nawet ksiądz
z ambony namawiał, żeby wydać te zaledwie parę złotych na kartkę i znaczek.
To wszystko super sprawa.
Tylko, że jest to akcja jedna z wielu, z tym, że najbardziej nagłośniona, a podobnie jak Oliwka na kartki urodzinowe czekają jeszcze setki walczących o życie dzieci, dla których najbliższe urodzinki mogą być tymi ostatnimi.
Od 2009 roku działa ogólnopolski portal społecznościowy Marzycielska Poczta na którym prezentowane są profile chorych dzieci wraz z adresami pocztowymi, na które zainteresowani mogą przesyłać tradycyjne
(tak, takie analogowe, papierowe, w kopertach, ze znaczkiem!) listy.
Pamiętacie, dorośli już czytelnicy, ile radości przynosił Wam wraz z listem, listonosz?
Jakie to było cudowne uczucie, delikatnie otwierać kopertę, rozwijać kartki papieru,
może zwykłe z zeszytu upstrzone rysunkami korespondencyjnych przyjaciół, a może kolorową papeterię… I czytać, czasami ślicznie kaligrafowane, a czasem kulfoniaste opowieści.
A teraz? Teraz to listonosz jest zwiastunem rachunków.
Ot, tyle nam pozostało radości z tradycyjnej korespondencji, więc zmieńmy to,
napiszmy list, wpakujmy miłe słowa w kopertę! Dla nas to kwadrans, godzinka wyrwana z codzienności, a dla adresata? Radość – czyli coś, czego naprawdę nigdy za wiele.
Zwłaszcza gdy szpital to drugi dom.
Zachęcam Was zatem do odwiedzenia strony: marzycielskapoczta.pl
lub zerknięcia na profil tej nieprzerwanej, tętniącej wciąż życiem akcji, na „fejsie” (klik).
Na stronie Marzycielskiej Poczty znajduje się również kalendarz informujący, kiedy poszczególni podopieczni obchodzą urodzinki, a w ich profilach można przeczytać co lubią, by wybrać na przykład kartkę z odpowiednim wzorem, tak by mały solenizant miał jeszcze większą frajdę.
Napiszecie do kogoś? Ja tak 🙂
Uwielbiam Marzycielską Pocztę i od dawna pisuję do dzieciaków tam poznanych. Są wśród nich nawet kibice United :)))) Bardzo lubię wysyłać do nich pocztówki z Jasną Górą, która ma bardzo symboliczne znaczenie i którą mam nadzieję pokrzepiać ich serca… Piękna inicjatywa, o której warto pamiętać!
Myślę, że warto nie tylko pamiętać, ale i nagłaśniać – urodzinki Oliwki są najlepszym przykładem na to, że im bardziej nagłośniona akcja, tym lepszy, większy efekt 🙂
Niedługo Święta, myślę, że warto już teraz pomyśleć o tym, by bożonarodzeniowe kartki wysłać nie tylko do najbliższych 🙂