Lubię rozmawiać o pieniądzach. O sprytnych tipach, jak zaoszczędzić, jak zyskać, jak budżetowac, co czytać, gdzie sprzedawać, co kupować, skąd dzwonić gdzie swoje zasoby trzymać.
ALE
nienawidzę niezawoalowanych pytań o zarobki na rodzinnych uroczystościach. I natarczywych prób wymuszenia odpowiedzi, jakby ustalenie „ile wyciagasz” stanowiło sens życia cudzego.
Nie cierpię pogardliwie komentarzy, że za tyle to kuzyn wujka szwagra brata ciotecznego z łóżka by nie wstał, albo wyliczania, że skoro przelew ma pięć cyferek to kto bogatemu zabroni?
Nie znoszę mało konstruktywnych dywagacji, kto ma ile w portfelu i skąd. I co może z tym zrobić albo i nie robić nic, bo jemu to już starczy.
Między wódką a zakąską nie wystarczy połgębkiem napąknąć, że dżentelmen o tych sprawach nie teges. W końcu przecież dżentelmenem nigdy nie będę.
ALE
nie wyobrażam sobie, nie dyskutować o pieniądzach w kontekście zarobków, wydatków i jakby nie było, pewnego rodzaju rozliczeń w związku. Bo nie rozumiem, jak można się wiązać się z kimś o innym, kompletnie niezrozumiałym lub nie akceptowalnym podejściu do funduszy.
Tutaj musi panować partnerstwo, choć niekoniecznie polegające na równiutenkim kwotowo wkładzie. Musi być wzajemna wiedza, o zarobkach, zobowiązaniach i długach.
Nie ma, że kocham i mam klapki na oczach. Że pieniędzy nie liczę bo to nieromantyczne. Że teraz wybaczam, a zmienię go po ślubie.
Trzeba rozmawiać, rozmawiać, rozmawiać.
Pytać, odpowiadać i się nie bać.
Mówić czego się oczekuje i co można zaoferować.
Przez długoletnią tradycję, w której prym wiodło patriarchalne zarządzanie, wiele kobiet boi się, że gdy tylko zapyta swojego Misia o kasę, to od razu zostanie jej dołatana do pleców wielka jak Berlin szmata materialistki i juz nigdy nie wyjdzie za mąż.
A rozmawiać o kasie trzeba.
I ręczę, że lepiej mieć łatę i wiedzieć na czym się stoi nim się wpakujesz kobieto w budowanie rodziny z tyranem ekonomicznym albo kompletnie niezaradnym finansowo lekkoduchem.
A rozumny facet, nie dzieciak, nie korpodupek, zrozumie. To jedna z cenniejszych wskazówek, kogo wybierasz na dalsze życie.
Nie prawda, że rozmowa o pieniadzach to przejaw braku zaufania.
W zwiazku w kwestii pieniedzy powinna byc ponoszona odpowiedzialnosć zbiorowa. Problem się pojawia, jak jedna ze stron zaczyna coś kręcić, męcic i twierdzić, że gadać nie ma o czym. Lampki ostrzegawcze powinny zacząć wariować.
Wszystko powinno być jasne, umówione, transparentne. Kto, co, jak.
Co jak pojawią się dzieci, a co jak się powinie noga? Co jak przyjdzie nieszczęście, załamanie rynku pracy, nierefundowana choroba?
Trzeba umieć rozdzielić emocje od racjonalnych argumentów, bo nie ma zmiłuj, złudzenia na bok. Żeby żyć długo i szczęśliwie, trzeba mieć wspólne nie tylko ideały ale też priorytety w budżecie.
Ja uważam, że w związku trzeba rozmawiać o wszystkim i nie ma tematów tabu, jeśli ma być dobrze.